Kilka wniosków z 2022 roku, które mogą się przydać w przyszłości


Przełom roku to czas podsumowań. Zastanawiając się o czym chcielibyśmy napisać nasuwają się, co oczywiste, klasyczne rozwiązania. Pierwszym z nich to predykcje na przyszły rok. Przypatrując się prognozom dużych banków inwestycyjnych widzimy trójkąt predykcyjny +-10% od dzisiejszych cen, czyli „albo wzrośnie, albo spadnie”. W zeszłym roku widzieliśmy bardzo podobne predykcje, z których żadna nie zbliżyła się chociażby do obecnego poziomu SP500. Pojawiające się zarówno w specjalistycznej prasie jak i massmediach przewidywania inflacyjne ekonomistów, banków centralnych czy uznanych instytucji dające wartości z dokładnością do przecinka, wzbudzają w nas jedynie uśmiech. Wystarczy cofnąć się nieco do tyłu i przekonać się, ile są one historycznie warte. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest oczywiście dużo zmiennych. Ci którzy mówią, że coś się stanie z dużym prawdopodobieństwem, najczęściej nie potrafią zrozumieć wpływu na wynik swoich wyliczeń, użytych w nich zmiennych, a te uzależnione są od setek czynników – decyzji geopolitycznych, politycznych, gospodarczych, społecznych niezwykle trudnych do przewidzenia. Dlatego też, naszym zdaniem, nie warto sobie zawracać sobie tym wszystkim głowy. Natomiast, to co warto, to zastanowić się, jakie błędy się popełniło w ostatnim roku i próbować wyciągnąć z tego wnioski. My, dla siebie takie podsumowanie wykonaliśmy i chcielibyśmy się tym podzielić.

Szybsze reagowanie na sygnały, czyli wiara współkę, a racjonalność zachowań

To czego nauczyliśmy się w 2022 roku to bezwzględne reagowanie na sygnały. Jeśli spółka (będący w niej ludzie) traci na wiarygodności poprzez niedotrzymywanie słowa, nie tłumaczenia swoich dziwnych i niezrozumiałych zachowań lub działań, należy szybko dostosowywać poziom portfela do wzrastającego ryzyka tj. zmniejszać zaangażowanie w danym aktywie. Nie znaczy to, że nie należy dać spółce szansy na wytłumaczenie się lub poprawę swojego postępowania. To tylko ludzie i jak wszyscy popełniają błędy. Ale kiedy widzimy, że zarząd nie reaguję na sugestie i komentarze, nie naprawia, albo co gorsza nie widzi błędów w swoich działaniach, decyzja może być tylko jedna. Inwestorzy, a właściwie ludzie jako tacy, często są jak „gotowana żaba” przyzwyczają się powoli do nowej rzeczywistości. Trudno wówczas stanąć z boku i zadać sobie pytanie „czy dzisiaj kupiłbym taka spółkę do swojego portfela”? Element „zakotwienia” poprzedniej ceny też oczywiście w tym nie pomaga. Jednak reakcja może być tylko jedna, najwyżej mniejszy będzie zysk w przypadku „naprawy spółki”. Z doświadczenia wiemy, że taka „wiara”, iż „będzie dobrze” i „uśrednianie strat” bez podstaw fundamentalnych, a tylko dlatego aby się lepiej poczuć z niższą ceną zakupu najczęściej doprowadza do katastrofy.

Odczarowanie zabobonu budowania wartości spółki giełdowej na pozyskanych grantach czy dotacjach

W polskiej rzeczywistości spotykamy się z całym mnóstwem tak myślących spółek tj. przede wszystkim budujących swoją wartość giełdową na pozyskanych grantach lub dotacjach. Idąc ta logiką im więcej spółka weźmie dotacji tym więcej będzie warta… W próbie „odczarowania” tego zabobonu nie pomagają niektóre instytucje, wśród których niestety są też takie, które upewniają spółki giełdowe, że właśnie tak trzeba myśleć. Nie zgadzamy się z tym całkowicie. Owszem dotacje są ważne, na którymś z kolei miejscu, na pewno nie na pierwszym czy drugim. Spółka giełdowa ma zarabiać, a spółka innowacyjna ma coś sprzedać lub podpisać duży partnering i to jest jej cel. Chyba czas dla takich spółek przemodelować swój sposób myślenia i intensywniej pracować w tych obszarach które są dla rynku najważniejsze – biznes, a nie koncentrować się latami prawie wyłącznie na częstych strefach komfortu – badaniach czy pozyskiwanie dotacji. Na giełdzie trzeba się mocno starać, aby zasłużyć na zaufanie akcjonariuszy. Niezależnie od tego co się lubi, a co nie, takie jest zadanie zarządu, ponieważ wychodzenie do rynku i pozyskiwanie kapitału jest konieczne, aby spółka funkcjonowała, a budowanie biznesu oraz komunikacja z rynkiem jest podstawą rozwoju spółki.

Jaki powinien być zarząd w spółkach, czyli otwarta głowa na inne poglądy i idee kontra „wszystko jest u nas w porządku”

O ludziach jako pierwszej wartości w spółkach nie raz pisaliśmy. Dobry zarząd potrafi poradzić sobie w dobrych i złych czasach, zły tylko w dobrych. Dlatego tak ważna jest ocena ludzi, ich kompetencji, doświadczenia rynkowego itp. Ale przede wszystkim zarząd powinien mieć otwarty umysł i powinien umieć słuchać. Słuchać to nie znaczy bezmyślnie powtarzać cudze idee czy pomysły. Jeśli się z czymś nie zgadzają powinni to w sposób racjonalny obronić, a jeżeli dany pomysł się nie sprawdza, wycofać się z niego przyznając się do popełnionych błędów. Wiemy, że to rzadka cecha i nikt nie jest doskonały, jednak jeśli czasami na drugim końcu skali widzimy zarządy brnące w „nic się nie stało” lub „rynek nie rozumie naszych kompetencji i strategii”, a kursy toną, wiemy, że to nie miejsce dla nas i jak najszybciej należy się z taką spółką pożegnać.

Podejście do pozyskiwania kapitału w spółkach innowacyjnych

Jest rzeczą oczywistą, że spółki innowacyjne muszą, przynajmniej na początku swojej drogi, pozyskiwać kapitał. Jednak, po latach obserwacji wydaje nam się, że lepiej jak tego rodzaju spółki, pozyskują stosunkowo niewielkie kwoty na określony czas np. rok. W tym czasie inwestorzy mogą przekonać się, czy spółka realizuje to do czego się zobowiązała. Spółka czuje też „presję” wykazania się przed inwestorami, „ściskania” swoich wydatków, a także ciągłego komunikowania się z inwestorami i informowania o postępach prac. I świadomi ryzyk oraz obciążeń dla spółki tego rodzaju drogi, jesteśmy coraz bardziej przekonani o konieczności jej jak najpowszechniejszego stosowania. Wydaje się, że być może to już ten czas, aby coraz bardziej wyedukowany rynek przestał finansować spółki żądające kapitału od razu na kilka lat, przy bardzo częstych późniejszych rozdmuchanych wydatkach, olbrzymich pensjach zarządów i braku efektów. Tak jest po prostu fair dla osób i podmiotów, które ryzykują wykładając swój kapitał i chcieliby po prostu obserwować postęp prac i mieć dostęp informacyjny. To proste i uczciwe.

Samoocena, a wartość wewnętrzna inwestora w otoczeniu zmienności rynkowej

Inwestowanie w dzisiejszym czasie nie jest rzeczą łatwą – wojna za naszą wschodnią granicą, szalejąca inflacja, zapowiedzi recesji. Można by jeszcze długo wymieniać. Niektórzy jeszcze pamiętają jak kursy pięły się mocno w górę oraz jaki dawało to zysk na rachunku inwestora. Porównują to do obecnego czasu strachu i wyprzedaży oraz obecnej wartości aktywów. Samoocena inwestora, wynikająca z porównania tych dwóch okresów, prawdopodobnie nie jest zbyt wysoka. Ale zastanówmy się, czy to ma tak naprawdę znaczenie? Czy nie ważniejsze jest dobre wykonanie analizy spółki, otoczenia oraz zagrożeń. Czy potrafimy zabezpieczyć swój portfel na złe czasy i posiadać tylko wartościowe aktywa, które obecnie można kupić po niskich cenach (co nie znaczy, że nie będą jeszcze tańsze). Przetrwać dzisiejszą niepewność? Odróżnić realne zagrożenia dla naszych aktywów od nieokreślonego lęku „co dalej”. Spójrzmy jakie podejmujemy działania i na ile potrafimy profesjonalnie do nich podejść. Tak określmy swoją inwestorską wartość wewnętrzna, ponieważ tylko ona jest podstawą zarabiania pieniędzy w przyszłości i w długim okresie czasu, a nie „ego” czy wysoka samoocena. Warto o tym pamiętać.

Michał Wachowiak, Tomasz Wachowiak



Czytaj więcej: